Kliknij tutaj --> 🎃 dwa koty się kłócą

Koty ruszają dalej, wciąż trzymając się brzegu rzeki, przy czym zostawiając kępki sierści na kolcach i ostrych gałązkach gęstych zarośli sięgających aż skraju wody. Zbliżają się do żywopłotu, a tuż obok słychać ciężkie dudnienie, więc Skrzydło Szare wraz z Niebem Czystym idą ocenić zagrożenie. Dwa koty i więcej w domu to dużo radości, ale też więcej obowiązków oraz ustalania relacji w kociej grupie. Bywa, że opiekunowie muszą mierzyć się z różnymi problemami związanymi z pupilami. Kiedy interweniować, a kiedy kocie zachowanie nie powinno nas niepokoić, a wręcz przeciwnie, cieszyć? Koty mają wysoce terytorialną naturę, więc potrzebny jest okres adaptacyjny, w czasie którego dwa koty się do siebie przyzwyczajają. Zachowaj cierpliwość i nie martw się. W końcu się dogadają i mogą nawet stać się na tyle dobrymi przyjaciółmi, że będą się razem zwijać w kulkę i wzajemnie pielęgnować. Fragmenty malowidła ściennego z kaplicy grobowej Nebamuna to realistyczne obrazki z życia jego samego i jego bliskich, ukazanych zarówno podczas pracy, jak i zabawy. Niektóre dotyczą obrzędów pogrzebowych odbywających się w kaplicy, inne ukazują Nebamuna jako członka urzędniczej elity, inne natomiast przedstawiają uroki życia Zawsze miałem po dwa koty i z chwilą gdy jeden zdychał drugi popadał w stan depresji. Poza tym pomimo, że dotyczyło to młodych Kotów od razu stawał się tak jakby pięć lat starszy. Proces ten zawsze trwał bardzo długo co najmniej kilka miesięcy, a adopcja drugiego bardzo młodego Kota najczęściej nie pomagała. Site Rencontre Gratuit Maroc Sans Inscription. Były raz sobie kotki dwaI biedny i bogatyJeden z nich cienki był, jak gnatA drugi był pękatyJeden o mleczku tylko śniłNa dachu sypiał w chłodzieDrugi śmietankę ciągle piłI myszki jadał w miodzieLecz biedny kotek zawsze byłWesoły i beztroskiBo na wolności sobie żyłChoć jadał, z rzadka, kostkiBogaty, znowu, pośród ścian Zamknięty był mieszkaniaI jego pani, czy też panWychodzić z domu wzbraniałLecz raz, po deszczu, hen na dachZe złotej wyszedł klatkiI srogi go obleciał strachBo zmoczył sobie łapkiKot chudy go pocieszał takMiaucz, bracie, boś swobodnyGłupstwo, że ciepła czasem brakAlbo, że jesteś głodnyZaczęły miauczeć kotki wnetAż się cieszyły chmuryWygięły oba łukiem grzbietPodniosły ogon w góręA tłusty rzekł: wiesz, bracie, coPrzysięgam na me wąsyChoć w zbytku życie mile szłoNa dachu wolę pląsyI zaśpiewały kotki dwaPiosenkę o swobodzieAż się cieszyły domy ... (las?)I słońce o zachodzie Legenda: inc, incipit - incipit - z braku informacji o tytule pozostaje cytat, fragment tekstu z utworu abc (?) - text poprzedzający (?) jest mało czytelny (przepisywanie ze słuchu) abc ... def - text jest nieczytelny (przepisywanie ze słuchu) abc/def - text przed i po znaku / występuje zamiennie abc (abc) - wyraz lub zwrot wymagający opisu, komentarza (abc) - didaskalia lub głupie komentarze kierownika Tam, gdzie pojawia się chaos, a temat jest medialny, często dochodzi do różnych kontrowersyjnych praktyk. Coraz częściej opisują je małe organizacje i osoby prywatne, które pomagają zwierzętom z Ukrainy. Sprawdź, o co chodzi. Właścicielka nie wie, gdzie są zwierzęta, fundacja nie chce ich oddać Kilka dni temu post na Facebooku opublikowała Fundacja Hospicjum dla Kotów Bezdomnych. Według informacji do siedziby hospicjum dotarło kilka kotów właścicielskich, z identyfikatorami zawierającymi dane opiekunki, która została na Ukrainie. Po skontaktowaniu się z nią uzyskano informację, że kotów miało być ponad dwa razy więcej. Nikt nie wiedział, gdzie się znajdują. Krótkie dochodzenie pomogło ujawnić, że pozostałe koty pojechały – wbrew prośbie właścicielki, aby zwierząt nie rozdzielać – do innej organizacji. Ani wolontariuszka hospicjum, ani prawna opiekunka kotów, pani Irina, nie są obecnie w stanie w żaden sposób wywrzeć presji na osobach, do których trafiły pozostałe zwierzęta. Organizacja nie chce ich oddać ani zastosować się do prośby prawnej właścicielki o przekazanie zwierząt do Hospicjum, aby były razem. Sprawa jest w toku. Dezorganizacja czy zła wola? Fundacje kłócą się o zwierzęta Nie da się ukryć, że na pomoc zwierzętom z Ukrainy jest chętnych o wiele więcej osób niż na pomoc bezdomnym psom i kotom z Polski. Z uwagi na działania wojenne prowadzone na terenie Ukrainy wiele osób podchodzi do tematu emocjonalnie. Chcą pomóc i zarazem stają się hojniejsi niż dotychczas. Może to być jedna z przyczyn faktu, że kolejne małe fundacje zgłaszają problemy z odbiorem zwierząt, które miały do nich przyjechać. Stowarzyszenie Nikiszowy Dom Tymczasowy opisało podobną sytuację. Również Ekostraż po powrocie z Lwowa napisała, że nie mogła zabrać ze sobą więcej niż 8 psów i kotów, mimo że miała na nie miejsce. Wszystko dlatego, że zwierzęta były zamknięte na kłódkę, z informacją, że odbiera je inna organizacja. Ekostraż odmówiła komentarzy, informując, że ma dowody i może wskazać je w sądzie. Handel – zwierzętami, darami… Choć strumień pomocy dla zwierząt z Ukrainy na razie nie wysycha, pojawiają się już pierwsze doniesienia o podejrzanych zachowaniach. Szczególnie narażone na nie są zwierzęta rasowe albo po prostu ładne. To właśnie one zagrożone są problemem tak zwanych płatnych adopcji. Czy to problem? W końcu organizacjom trzeba środków na utrzymanie zwierząt. To prawda, jednak warto spojrzeć na kwestie etyki. Adopcja z zasady jest bezpłatna albo płatna „co łaska”. Żądanie określonej sumy za zwierzę jest po prostu sprzedażą. Tymczasem organizacje i osoby zajmujące się tym procederem nie wystawiają żadnych potwierdzeń i często nie mają prawnej możliwości prowadzenia sprzedaży. Jak widzisz, wspieranie konkretnych organizacji ma duże znaczenie. Postaraj się przekazać wsparcie lokalnym, małym fundacjom, stowarzyszeniom i domom tymczasowym, których działania możesz szybko zweryfikować. Teresa Wajda opiekuje się 15 bezpańskimi kotami na osiedlu Nałkowskich. Teresa Nazarewicz dokarmia te w Śródmieściu. Jak obie mówią, na karmę wydają miesięcznie kilkaset złotych.– Dokarmiam bezpańskie koty w pięciu miejscach w Śródmieściu, Stowarzyszenie Animals, do którego należę, nie pomaga mi – mówi Teresa Nazarewicz z centrum. Długo walczyła o zbudowanie budki dla futrzaków na podwórku kamienicy przy Orlej 7. – Jednak mało który z mieszkańców chciał się na to zgodzić. A przecież koty nikomu nie przeszkadzają. Są tylko głodne i potrzebują opieki – podkreśla Nazarewicz. - Gdyby każdy dał im coś do jedzenia i przestał je przeganiać, to nie byłoby problemu. A tak, od 30 lat kupuję karmę z własnych pieniędzy. Niestety, bezpańskich kotów przybywa. – Koszt sterylizacji to około 180 zł. Nie stać mnie na to – wyjaśnia Nazarewicz. – A nawet jeśli ktoś przekazałby mi pieniądze na takie zabiegi, to i tak jestem pozostawiona sama sobie. Nie jestem w stanie sama wyłapać tych kotów. Do tego potrzeba specjalisty. Nie lepiej jest w innych dzielnicach. Teresa Wajda opiekuje się 15 bezpańskimi kociakami na osiedlu Nałkowskich. Kupuje im karmę, czy styropian aby ocieplić szklarnię, w której mieszkają. Podobnie jak Teresa Nazarewicz, zapisała się do Stowarzyszenia Animals, aby pomagać zwierzakom. – Jednak trudno było uzyskać jakąkolwiek pomoc ze strony Animalsu, bo zarząd ciągle się kłócił i nie mógł dojść do porozumienia. A gdy ludzie się kłócą, zwierzęta cierpią – opowiada. I dodaje: - Kiedyś poproszono mnie, abym poszła na kwestę na rzecz zwierząt. Odmówiłam, bo mam chory kręgosłup. W rezultacie zabroniono mi korzystać z karmy. Nigdy też nie otrzymałam legitymacji, która uprawniałaby mnie do zniżki na żywność dla zwierząt w hurtowniach. A kiedy zadzwoniłam niedawno do Stowarzyszenia i dowiedziałam się, że zarząd jest zawieszony, usłyszałam też, że nie ma pieniędzy na karmę i powinnam oddać koty do schroniska. Nigdy tego nie zrobię – zapowiada Teresa Wajda. Zarząd Lubelskiego Animalsu został zawieszony pod koniec zdecydował sąd. Wniosek o rozwiązanie organizacji złożył Urząd Miejski, który sprawuje nad nią nadzór. Wszystko przez konflikt pomiędzy prezes Haliną Kowalską-Pyłką, a wiceprezes Elżbietą Tarasińską, który trwa od dwóch lat. Obie szefowe nie mogły się dogadać. Zarząd przestał zwoływać walne zgromadzenia członków Animalsu, a i sprawy wydawania pieniędzy przez organizację budziły wątpliwości. Sąd wyznaczył więc swojego przedstawiciela, który ma uporządkować sprawy organizacji. Została nim Teresa Włodarczyk, która wyjaśnia: – Będziemy teraz wydawać karmę dla zwierząt, a nie pieniądze, tak jak było wcześniej. Dlaczego? Bo wcześniej ludzie brali pieniądze i kupowali szynki dla siebie, zamiast jedzenie dla kotów – tłumaczy. - Prawdopodobnie będziemy wydawać karmę w poniedziałkowe popołudnia, w siedzibie Animalsu. Co dalej z samym stowarzyszeniem? – Jeżeli zweryfikuję listę wszystkich członków, będzie można zwołać walne zgromadzenie, a także napisać nowy statut. Wszyscy wiedzą, że w Animalsie źle się działo i sprawą zajmuje się sąd. Jestem po to, by naprawić tę sytuację – kwituje Włodarczyk. - Miejmy nadzieję, że zwierzęta nie będą dalej cierpieć przez kłótnie ludzi – kwitują opiekunki bezpańskich kotów. Do sprawy wrócimy. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Właściciel nagrał zawziętą sprzeczkę dwóch husky. Trudno powstrzymać się od śmiechu patrząc na to, co wyprawiają. O co mogą się kłócić? Cokolwiek to jest, oba psy wyraźnie mają bardzo podzielone to chyba najgłośniejsza rasa, jaka istnieje. Nie bez powodu ich właściciele tak często nagrywają ich wygłupy i publikują je w sieci. Te dwa psy wyraźnie nie zgadzają się co do jakiejś kwestii. Na nagraniu widać naprawdę zawziętą dyskusję!Husky się kłócąNa krótkim wideo opublikowanym w serwisie YuTube widzimy, jak dwa rozłożone na łóżku husky ostro się sprzeczają. Nagranie uzyskało już setki tysięcy odsłon, a internauci zastanawiają się, o co mogło pójść!- Niedawny viralowy film o husky, w którym dwa psy prowadzą dogłębną dyskusję. O co chodzi? Podatki? Dziewczyny? Nikt nie wie - głosi podpis pod psy są wyraźnie niezadowolone. Najpierw odzywa się mniejszy, czarnobiały husky, a na krótkie szczeknięcie jego kolega odpowiada głośnym jest zaciekła, a nagrywający podopiecznych właściciel nie może powstrzymać się od śmiechu. Na samym końcu jeden z psów odwraca się obrażony tyłem do podbiły serca internautówPo chwili drugi pies zaczyna się przymilać do obrażonego husky, jakby chciał przeprosić, że tak ostro zareagował! Pod nagraniem toczą się spekulacje, czego mogła dotyczyć Zastanawiam się, czy kłócą się o pieniądze, dzieci, kredyt hipoteczny...?- Obaj mieli mocne argumenty!- Na końcu ten po lewej mówi: „No dalej. Nie bądź taki”.- Ten film wymaga napisów! Może chodzić dosłownie o nigdy nie dowiemy się, o co tak naprawdę pokłóciły się husky. Nie można im jednak odmówić uroku, a sobie uśmiechu - wideo od razu poprawia humor!Zobacz nagranie:[EMBED-3965]Artykuły polecane przed redakcję Świata Zwierząt:Bestialska zbrodnia niedaleko Warszawy. Powiesili kota na drzewie. Sprawcy chcieli, by zwierzę skonało w męczarniachDramat zwierząt na Mazowszu. Kolejny oprawca zwierząt w natarciu, są pierwsze ofiary zatrucia mięsem z trutkąZnalazła nietoperza na klatce schodowej. Nie wiedziała co robić, dobrzy ludzie pomogli ratować zwierzęźródło: Genialna aktorka i niezwykły człowiek. Dwadzieścia lat temu założyła Fundację „Mimo Wszystko” i pomaga ludziom, o których inni zapomnieli. Anna Dymna jakiś czas temu opowiedziała Beacie Nowickiej o wojnie w Ukrainie, wściekłości i strachu, pamięci i dobroci. Piekle i niebie. I natchnieniu, „czymkolwiek ono jest…”. Z okazji urodzin artystki, przypominamy wywiad, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! w czerwcu 2022 r. Anna Dymna: „Czasem bardzo boli, jak Cię hejtują, walą w Ciebie. Mnie to w ogóle nie dotyka” Anna Dymna: wywiad dla magazynu VIVA! - Kiedy umawiałyśmy się na tę rozmowę, nie przypuszczałam, że spotkamy się w świecie, w którym historia weszła w nowy etap… Od rana o tym myślę! O czym teraz mamy rozmawiać? W obliczu takiego zła, takich tragedii człowiek w pierwszym odruchu mówi: „To mi się chyba śni”. - A to nie jest sen, tylko koszmar, który dzieje się naprawdę. Wszystko, co wcześniej nazwaliśmy problemami, nagle przestaje być istotne. Uczucia mamy wszyscy podobne: strach, niedowierzanie, żal i wściekłość. Teraz, na początku tej wojny, widzimy, że nieszczęście wszystkich zbliża. Ale już to kilka razy przerabialiśmy i widzieliśmy, jak nieszczęście najpierw nas zbliżyło do siebie, a potem jeszcze bardziej podzieliło. Mam nadzieję, że tym razem będziemy mówić jednym głosem cały czas. Pewnie znów jestem naiwna… Dużo teraz, w czasach pandemii i wojny w Ukrainie, rozmawiam z młodymi ludźmi, również z moimi studentami. W Akademii Sztuk Teatralnych mamy dwóch chłopców z Ukrainy i dziewczynkę z Białorusi. Dotykamy więc najbardziej skomplikowanych uczuć i problemów. Wszyscy są bardzo zaangażowani w pomoc Ukraińcom i przejęci. W większości wojnę znają tylko z filmów. Myślę, że nam, starszym, jest nieco łatwiej. Urodziłam się w 1951 roku i wprawdzie nigdy nie zaznałam wojny otwartej, ale wiem, co to znaczy oddawać życie dla wolności. Znamy te napięcia, bo przeszliśmy czarne czasy stalinizmu i komuny. Na dodatek wojnę widziałam w oczach moich rodziców. Tata był w AK, siedział w obozie, uciekał, został postrzelony. Mama opowiadała mi, jak ukrywała się w ziemiankach przed bombardowaniem, ukrywała partyzantów. Widziałam ich łzy szczęścia, kiedy padła komuna. Od dzieciństwa wiedziałam, że trzeba walczyć o wolność, prawdę, sprawiedliwość w życiu, w sztuce, w publicznych działaniach. Młodość spędziłam w Piwnicy pod Baranami, u boku Wiesia Dymnego… Za tę walkę płaciło się najwyższe ceny. Teraz, gdy tak blisko rozpętało się piekło, momentami wracają do mnie najtrudniejsze chwile. Zostały nam zabrane spokój i beztroska. A przecież trzeba mieć siły i pomagać ludziom, którzy stracili wszystko… W dodatku starać się normalnie żyć, pracować, robić swoje, nie rezygnować ze wszystkich planów, nie opuszczać podopiecznych, zachować spokój i dawać radość. Trudne to. – Wiem, że wczoraj wróciła Pani z Warszawy, z nagrań programu „Spotkajmy się”. Tak. W ciągu dwóch dni nagrałam 10 programów. Moi rozmówcy przyjechali z całej Polski, z różnymi niepełnosprawnościami, rzadkimi chorobami, po przeszczepach. Przed nagraniem nie spałam całą noc. Słuchałam wieści z rozszerzającej się wojny w Ukrainie i myślałam: Boże święty, od kilku dni żyjemy tak blisko niepojętego piekła, a ja będę rozmawiać z ludźmi o cierpieniu i chorobach? Czy moich rozmówców nie wpędzę tym w jakieś czarne doły? Ten program jest najtrudniejszą rzeczą, jaką w życiu robiłam… – ...a dodam, że prowadzi go Pani od 19 lat. To chyba dowód, jak bardzo ludzie potrzebują, by ktoś im poświęcał uwagę, normalnie, szczerze z nimi porozmawiał, wysłuchał, co ich cieszy, boli. Teraz wszyscy rozmawiamy, jak pomóc migrantom. Oczywiście potrzebna jest materialna pomoc, ale też symboliczne gesty solidarności. Nagrywamy na stronę AST wiersze ukraińskich poetów. Studenci organizują też specjalny koncert, zbierają pieniądze na utrzymanie Ukraińców, którzy mieszkają w akademiku. Przygotowałam w Starym Teatrze z kolegami Salon Poezji poświęcony Ukrainie, wezmę udział w koncercie „Kraków dla Ukrainy”. Telefon wciąż dzwoni. Dziennikarze mówią: „Niech pani powie, jak pomóc”. Ale przecież tego nie wiem, nie jestem ekspertem. Systemową pomoc muszą wymyślić specjaliści. My możemy pomagać, jak potrafimy i na ile nas stać. Ktoś musi jednak nasze działania koordynować, by w to pomaganie nie wdarł się chaos. Sytuacja jest coraz trudniejsza. Mam Fundację „Mimo Wszystko”, więc nasza pomoc może być bardziej fachowa. Współpracujemy z Fundacją im. Brata Alberta. Właśnie przyjęliśmy pierwszych uchodźców do naszego ośrodka w Radwanowicach. Mamy już pewne doświadczenie. Kilka lat temu nasza fundacja dostała w spadku mieszkanie, a my, zamiast je sprzedać, pomyśleliśmy, że może komuś uratujemy życie. W 2015 roku zamieszkała tam rodzina z Donbasu z trójką malutkich dzieci. Cudowni ludzie polskiego pochodzenia, pięknie mówiący po polsku. Znaleźli pracę, zapuścili korzenie i spłacili nam to mieszkanie. Bardzo jesteśmy z nich dumni. – Ma Pani nadzwyczajną zdolność empatii, nie dziwię się, że dziennikarze do Pani dzwonią. Jestem aktorką, my zawsze utożsamiamy się z postacią, którą mamy zagrać, żeby ją lepiej zrozumieć. Kiedy prowadzę programy z ludźmi chorymi, utożsamiam się z ich chorobami. Dlatego potem wszystko mnie boli: ich przeszczepione nerki, płuca, serce. Ale zawsze wychodzę z tych programów szczęśliwa, że żyję. Dziś wstałam i wyobrażałam sobie, że wyją syreny, bombardują mój dom, żołnierze gonią mnie do jakiegoś schronu, a ja biorę moje dwa koty i gnam przed siebie. W telewizji widziałam, jak Ukraińcy zabierają do metra w Kijowie swoje chomiki, świnki morskie, koty i psy. Dwa dni temu na stacji urodziło się dziecko. Nagle koszmar stał się nową rzeczywistością, która jest tak blisko. Nie wiadomo, czy jutro… Zobacz też: Los nie szczędził Annie Dymnej ciosów. Mimo to ona każdego dnia udowadnia, że życie jest piękne Fot. Olga Majrowska – …wróg nie stanie u naszych bram? Wielu z nas zadaje sobie po cichu to pytanie. Ale nie wolno budzić takich demonów. Najtrudniejsze w tym wszystkim jest to, że trzeba starać się normalnie żyć. Przez dwa lata strasznie doświadczył nas COVID-19. Straciłam wielu przyjaciół, bliskich. Mój mąż długo był na granicy życia i śmierci. Teraz nagle o wirusie nikt nie mówi, a on dalej szaleje, wciąż umierają ludzie, ale my… musimy żyć. Teraz zaczynam ze studentami „Kubusia Puchatka”. Rozdzieliliśmy teksty już wcześniej, więc wczoraj ich pytam: „Słuchajcie, a co wy czujecie, kiedy niedaleko nas Rosjanie zrzucają bomby, giną dorośli, dzieci, bombardują szpitale, strzelają do przedszkoli i karetek. Może ten »Kubuś Puchatek« pomoże nam na chwilę o tym zapominać?”. „Tak, pani profesor, róbmy to! To będzie nasza terapia”. – „Kłapouchy stał sobie samotnie w zaroślach ostu na skraju Lasu, z łbem zwieszonym ku ziemi, i rozmyślał o sprawach tego świata”. To piękna, uniwersalna książka o miłości i przyjaźni, której tak bardzo potrzebujemy. Ludzie są sobie nawzajem bardzo potrzebni. W programie miałam teraz 18-letnią dziewczynkę z depresją. Ludzie nie chcą mówić, że cierpią na depresję, bo się boją, że usłyszą: „Co tak leżysz, weźże wstań. Zrób coś ze sobą, zajmij się czymś!”. Ale depresja polega właśnie na tym, że nie da się wstać z łóżka, nic się nie da. Chce się tylko przestać istnieć. Zapytałam ją: „Skąd masz odwagę, żeby o tym mówić?”. „Bo wiem, jakie to ważne. W stanie depresji jednym słowem, rozmową, zrozumieniem można mnie uratować”. Przeraża mnie, że żyjemy w świecie, w którym ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie. Niestety koronawirus jeszcze to pogłębił. Wszyscy żyją ze wzrokiem wbitym w komórki. Nie rozumiem tego. W końcu pojawi się pokolenie, w którym dzieci, widząc ludzkie oczy, będą się bały, że to jakieś zwierzątka, które je ugryzą. Kiedyś lekarz mi powiedział: „Wie pani, dlaczego rak atakuje kobiety koło pięćdziesiątki? Bo wtedy kobieta zwykle wypuszcza dzieci z domu, mąż znajduje młodszą kochankę, a ona czuje się samotna, bezużyteczna i bezwartościowa. Rak czy depresja tylko czyhają, żeby człowiek był samotny, bezradny, zrozpaczony. Dlatego w trudnych chwilach najbardziej potrzebujemy ciepła, bliskości i zrozumienia drugiego człowieka. – „Żyję, bo jestem kochany” – to inny cytat z „Kubusia Puchatka”. Pani wciąż ma w sobie zachwyt i radość dziecka. Niektórzy nazywają to głupotą. Lubię czasem być głupia i patrzeć na świat, jakbym go widziała pierwszy raz. Całe życie ratowało mnie to miejsce, w którym teraz siedzimy, czyli Stary Teatr. Tu jest mój dom, moja rodzina. Od roku jestem na emeryturze, ale wciąż jeszcze tu pracuję. Mijają lata i czasem mnie to szokuje. Ale się nie oburzam, że opowiadam studentom o mistrzach, którzy mnie uczyli żyć i grać, typu: Holoubek, Jarocki, Swinarski, a oni patrzą na mnie. Widzę, że nie wiedzą, kto to jest. Sztafeta pokoleń… Przychodzą młodzi, przekazujesz pałeczkę. Ciągle możesz im tę wodę przy drodze podawać, gdy oni biegną, bo ty już nie pobiegniesz. Za pięć lat być może nie będę dla tych ludzi w ogóle znana, choć na kliszach pozostaną postacie z kultowych filmów te… Anie Pawlaczki, Baśki Radziwiłłówny, Marysie Wilczur, które do dziś co chwilę lecą i potem na ulicy ktoś woła: „Jezus Maria, to pani wciąż żyje?!” i klepie mnie po plecach. Albo patrzy smutno: „Matko! To pani?! Ależ się z panią porobiło?”. Kiedyś przyglądał mi się facet z tym błyskiem: ona czy nie ona? Mówię więc: „Tak, to ja”. A on na to: „No…! Chciałaby pani!” i poszedł sobie (śmiech). – Ma Pani swoje metody na ból i strach? Mam terapeutów, którzy kochają mnie bezwarunkowo i zawsze ze mną są. Waśko, ogromny ryś w białych „skarpetach”, budzi mnie codziennie o piątej rano. Nauczył się, że nie reaguję na jego miauczenie, więc teraz gada do mnie: „Eee, yye, aaa, eee”. Ja do niego: „Waśko, spieprzaj, jest piąta”. „Aaa, eee, yy, eee”, gada dalej. Kładzie się na plecach i czeka, aż mu pomasuję brzuch. Jak mi ręka usypia, to mnie wali łapą, a potem wsadza mi nos do ust. „Wrrrr…” Pocałunek kota (śmiech). Jako terapeuta jest bardzo dobry. Mam też starszą Scysję, którą Waśko się opiekuje. Jak te koty się kochają! Scysja jest z azylu, była bardzo chora i Waśko od urodzenia się nią zajmuje, mimo że nie jest jego matką. On jej myje uszy, buzię, razem jedzą, spacerują, a gdy wychodzę, razem śpią. Ale w nocy chcą być z panią. Ile razy miałam jakąś operację, a sporo ich zaliczyłam, moje koty spały na operowanym miejscu. Wcześniej 18 lat miałam kota Haszysza – jedyny raz, kiedy używałam Haszyszu. Albo on mnie. Po operacji nogi leżał na tej mojej operowanej nodze i mruczał. Lekarz powiedział, że mruczenie kota działa leczniczo, jak prądy diadynamiczne. Kiedy wróciłam do domu po operacji barku, dziad kładł mi się na barku i tam mruczał. A Scysja jest z tych kotów, które w ogóle lubią spać na człowieku. Ciągle wymyśla nowe miejsca. Na szczęście jest lekka. Waśko jest ogromny, więc jak kładzie się na mnie, to klatka mi się zapada. Zwierzęta są świetnymi pomocnikami w strasznych czasach. Wentylami bezpieczeństwa. Zauważyłam, że dużo łatwiej wyrazić uczucia, jak odejdzie zwierzę, niż gdy odchodzi człowiek. Gdy odchodzą moje koty, zawsze strasznie płaczę i rozpaczam. A gdy odchodzi bliska osoba, zachowuje się pewną godność, ból i smutek dusimy w sobie. – Czuje się Pani czasami samotna? Nie, bo od razu myślę sobie, że gdzieś tam w Warszawie jest na przykład Mariusz Benoit i on mnie lubi. Albo chwilowo nie lubi, bo jest zły, że się od dawna nie odzywam. Ale to tak jest, że czasem całe lata się nie kontaktujemy, bo nie ma kiedy. Kiedyś z Mariuszem, Jankiem Englertem i Krzysiem Kolbergerem zwiedziliśmy pół świata z „Panem Tadeuszem”. Kolberger niby nie żyje, ale tylko niby, bo nigdy na co dzień się nie spotykaliśmy. Energia została. A jak się tęskni za reżyserami… Przecież tyle razem przeżyliśmy trudnych i pięknych wyzwań, często w ogromnym napięciu, a to cementuje na całe życie. Czasem, gdy się spotkamy, to… rzucamy się na siebie i cieszymy, że jesteśmy. W tym zawodzie często tworzymy takie prawdziwe rodziny. Mam kolegów, z którymi pracuję 50 lat! Dlatego ich choroby strasznie mnie bolą. Czytaj także: Szłam przy nim jak promień słońca – historia miłości Anny Dymnej i Wiesława Dymnego Fot. Olga Majrowska – To miała być – i jest, choć inna niż sądziłyśmy – rozmowa na 25-lecie VIVY! Te ostatnie 20 lat spędziła Pani na pomaganiu. Graniu też, oczywiście, za rolę w „Excentrykach” dostała Pani Orła, ale głównie troszczyła się Pani o ludzi w potrzebie. Nigdy nie zrezygnowałam z grania, z zawodu. To on, normalnym biegiem rzeczy, rezygnuje ze mnie. Musi. A pomagam, bo pomagam. Jak tego nie robić? Przez te lata ze zdumieniem odkrywałam, iluż genialnych artystów, którzy razem z nami odbierali nagrody, kłaniali się na scenie, nagle gdzieś znika z życia publicznego. Często są chorzy, samotni, bezradni. Nie skarżą się, nie przyznają. Przecież mamy swoją dumę. Brukowce tylko czekają na takie pikantne temaciki, by się w nich pławić. Wstyd krzyknąć: „Ratunku, pomocy!”. Znałam jednak losy niektórych moich kolegów. Mając fundację, pomyślałam, że raz do roku można uruchomić środowisko, zorganizować koncert, aukcję i powiedzieć komuś: „Jesteśmy z tobą. Pomożemy ci. Pamiętamy”. Jest to trudne i delikatne zadanie. Gdy pomagaliśmy Krzysiowi Globiszowi, to było proste, bo cała Polska wiedziała, że miał udar. Nie trzeba było przełamywać bariery wstydu, ale jak zaproponowaliśmy pomoc innej wielkiej aktorce, to ona najpierw chciała się zastanowić. Czuła się strasznie zawstydzona. Na drugi dzień dzwoni i mówi: „Całą noc płakałam”. „Dlaczego?”. „Że ktoś o mnie pamięta i myśli”. To jest najistotniejsze. Oczywiście ważne są pieniądze na rehabilitację, na leki, na godne życie w chorobie, ale być może dużo ważniejsze jest to, że ktoś o nas pamięta i myśli. A nam, którzy to organizujemy, daje siłę i radość. Cudowny mechanizm. Anna Dymna, 1983 r. Fot. PAP/Maciej Sochor – Myśli Pani o przemijaniu? W ogóle nie. Tam, w niebie, za przeproszeniem, już siedzą cudowne postacie, świadkowie mojej młodości, urody, sukcesów. Co chwilę kogoś żegnam, ale za każdym razem myślę: Poczekaj, niedługo się zobaczymy, więc się nie przejmuję. Jakkolwiek chciałabym jeszcze chwilę pożyć, bo wciąż mam dużo rzeczy do zrobienia. Ale czasem trochę mi brakuje siły. Jestem po siedemdziesiątce, mam różne problemy, jak każdy w tym wieku. Po licznych wypadkach i operacjach mój kręgosłup często mi mówi: „A dajże mi, babo, spokój! Nie pracuję już z tobą. Idźże się połóż wreszcie i przestań podskakiwać”. Ja się wtedy buntuję: „Poczekaj jeszcze chwilę. Muszę dojechać do Warszawy, żeby ten program poprowadzić, bo ci ludzie mnie potrzebują”. A on na to: „A właśnie że nie!”. I robi mi coś takiego, że mnie paraliżuje. Jęczę z bólu, myślę, że zaraz zejdę, ale naprzeciwko mnie siedzi uśmiechnięty chłopiec na wózku, z dystrofią mięśniową i wstyd mi się robi. „Milcz, babo!”, mruczę do siebie, zaciskam zęby i… zapominam o bólu. Idę dalej. Nieustannie toczę zapasy z moim organizmem, który się buntuje. Naprawdę go podziwiam. Całe życie był bardzo dzielny. – Miałyśmy przerwę w rozmowie, bo wyszła Pani na chwilkę, by zapowiedzieć 705. Salon Poezji. Wisława Szymborska w mowie noblowskiej napisała: „Natchnienie, czymkolwiek ono jest, bierze się z bezustannego nie wiem”. My, aktorzy, uprawiamy taki dziwny zawód. Po 50 latach pracy dostaję kolejną nową rolę i… nie wiem. To jest fascynujące. Mam taką umiejętność, rodzice mnie tego nauczyli, że rozglądam się dookoła i zachwycam tym, co widzę. Dużo fotografuję. Jak mi jest źle, zawsze patrzę do góry. Nie szukam tam pomocy. Nie jestem nawiedzona. Po prostu to, co dzieje się na niebie, jest porywające. Daje mi dużo do myślenia. Trzeba umieć być ciekawym każdego dnia. Ja ciągle jestem. Z ciekawości, z tego bezustannego „nie wiem” można iść do przodu, bo jak już człowiek wszystko wie, to siedzi na tyłku i nic mu się nie chce. – Ale to nie Pani… To nie ja. Czasem mam żal do losu, ale bardzo rzadko, o to, że tyle jest agresji, nienawiści. Polityka wkracza w nasze życie, we wszystkie przestrzenie i manipuluje. Teraz to jest dobre, a tamto złe, a dziś to, co było dobrem, ogłaszamy złem… Mam całkowicie apolityczną fundację. Gdy pomagamy ludziom, to ich nie pytamy, w co wierzą, jakie mają przekonania polityczne. Działamy krystalicznie, uczciwie, ale to nie wystarcza. Niestety. Liczą się jakieś układy, przynależności. W dodatku co chwilę wszystko się zmienia. Czasem chce się wyć. Na szczęście nasi podopieczni nie zmieniają swoich przekonań i życzliwości. Kochają nas, tak jak ja ich. To najważniejsze. Wiem, że życie jest trudne, i umiem walczyć z przeciwnościami losu. Przeżyłam dużo okropnych chwil, nieszczęść, a mimo to kocham życie. Poznałam tysiące ludzi, przeróżne ich zachowania: okropne manipulacje i oszustwa, które mnie dotykały, ale też cudowną ludzką ofiarność, dobroć, aż po prawdziwe cuda, które zdarzały się na moich oczach. Mama mi mówiła, że człowiek jest dobry, tylko czasem o tym zapomina. Jak byłam młoda i butna, wydawało mi się, że przesadza. Przecież tylu morderców i zboczeńców chodzi po tym świecie. Teraz myślę, że jednak miała rację. Czasem trzeba tylko przypomnieć: „Kurde, człowieku, przecież ty dobry jesteś!”. Zobacz również: Anna Dymna: "Nigdy z nikim się tyle nie śmiałam, co z ludźmi, którzy cierpią" Fot. Olga Majrowska Rozmawiała Beata Nowicka Za pomoc w realizacji sesji dziękujemy Hotelowi Stary w Krakowie/ Fundacja „Mimo Wszystko”, numer konta SANTANDER BANK POLSKA SA 25 1090 1665 0000 0001 0838 1162

dwa koty się kłócą